poniedziałek, 21 lipca 2014

7. "Skarbie"

Czytasz = Komentujesz



Rose

Siedziałam na mojej ulubionej polance w lesie i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Po chwili poczułam na ramieniu czyjś dotyk. Otworzyłam oczy i spojrzałam za siebie, mama stała za mną w pięknej, białej sukience i uśmiechała się. Szybko wstałam, żeby ją przytulić, ale nie mogłam jej dotknąć. Rozpływała się jak mgła, a po chwili znów wyglądała normalnie.
Spróbowałam złapać ją za rękę, ale zniknęła całkiem. Nagle zrobiło się ciemną, zaszło słońce, ptaki przestały śpiewać i zaczął padać deszcz.
Wbiegłam w las ,żeby się schować. Robiło się coraz ciemniej, biegłam przed siebie, nawet nie wiedząc gdzie. W pewnym momencie się zatrzymałam, usłyszałam znajomy głos, ruszyłam za nim.
Deszcz z każdą minutą padał coraz mocniej, a do tego doszły jeszcze pioruny i silne grzmoty.
Ale ja nie zwracałam na to najmniejszej uwagi, szłam w kierunku głosu, który stawał się coraz głośniejszy, jak zahipnotyzowana.
- Rose...

Poczułam, że ktoś uderzył mnie w twarz. Otworzyłam oczy i z krzykiem usiadłam.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam była twarz Olivier'a kilka centymetrów od mojej.
Z tej odległości był on jeszcze przystojniejszy niż normalnie, Wpatrywałam się w jego błękitno-szare oczy i pięknie zarysowane usta.
Dla mnie ta chwila mogłaby nie mieć końca, ale on musiał się odsunąć.

- Rose, dobrze się czujesz? - Zapytał gdy już obydwoje staliśmy na nogach.

- Chyba tak tylko trochę kręci mi się w głowię.

- To normalne, straciłaś przytomność i leżałaś z jakieś 10 minut bez ruchu. Nieźle mnie wystraszyłaś.

- Na tyle, żeby bić mnie po twarzy? - Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, a on tylko podrapał się w tył głowy i uśmiechnął przepraszająco.

- Faceci – Potrząsnęłam głową i przewróciłam oczami, co wywołało u Olivier'a wybuch śmiechu.

- Czekaj... Gdzie jest Destiny?

Zaczęłam rozglądać się dookoła i szukać wzrokiem mojego wilczka. Ostatnie co pamiętam to to, że była ona przy mnie gdy straciłam przytomność, a teraz jej po prostu nie ma.

- Destiny! Destiny! - Zaczęłam biegać w kółko i krzyczeć na cały głos, ale to nic nie dawało.

- Rose, uspokój się zaprowadziłem ją do jej zagrody jest bezpieczna.

Zatrzymałam się i z gniewem wypisanym na twarzy wolnym krokiem podeszłam do Olivier'a.
- I mówisz mi to teraz? - Zapytałam akcentując każde słowo. - Ja tu prawie dostałam zawału a ty stoisz sobie spokojnie. Boże zabije cię!

Wyciągnęłam ręce chcąc złapać go za szyję, ale on był szybszy i zdążył uciec.

- Najpierw musisz mnie złapać, skarbie.

Olivier uśmiechnął się szyderczo i zaczął się cofać cały czas patrząc na mnie. Zaśmiałam się i ruszyłam za nim. Gdy tylko ja trochę przyspieszyłam on robił to samo, z tym małym problemem, że ja szłam przodem, a on tyłem.
Więc byłam na wygranej pozycji.

Pobiegłam prosto na niego, ale on zamiast uciekać zatrzymał się. Wpadłam w jego ramiona. Zatrzymał mnie tak jakbym ważyła z jakieś 5 kg.
Jednak praca przy wilkach dodaje siły.

Olivier przerzucił mnie sobie przez ramie i zaczął się kręcić. Wybuchnęłam śmiechem i uderzyłam go w plecy, żeby mnie puścił, ale on nic sobie z tego nie zrobił.

Tak bardzo zakręciło nam się w głowach, że oboje runęliśmy na ziemię. Moje ''szczęście'', akurat chciało, że Olivier wylądował idealnie na mnie. Uniósł się na ramionach i patrzył na mnie tak intensywnie, aż poczułam, że się czerwienię.

Olivier przysunął twarz trochę bliżej mojej i uśmiechnął się tym swoim cudownym uśmiechem.

-Rose? Co wy robicie? - Z pięknego snu wyrwał mnie głos mojej siostry.



poniedziałek, 23 czerwca 2014

6. "Espoir"

Czytasz = Komentujesz



Rose

- Rose, chodź tutaj! - Olivier stał w zagrodzie jednego z wilków pokazowych i wydzierał się na mnie. - Kazałaś sobie pomóc, a teraz się boisz.

- Ja wcale się nie boję. Tylko... wolę obserwować z boku. - Uśmiechnęłam się niewinnie i jeszcze bardziej schowałam za Destiny.

Na razie podczas naszych „lekcji” miała mi ona robić za ochroniarza, ale ja wolę wykorzystać ją jako tarcze ochronną.

- Idziesz czy nie? - Zapytał już coraz bardziej znudzony Olivier.

Dobra muszę się wziąć w garść. Wdech, wydech i idź.
Powoli ruszyłam w stronę chłopaka, ciągnąc Destiny za sobą. Ona niestety nie chciała ze mną współpracować i nie ruszyła się nawet o centymetr.
- Ja tu się dla ciebie poświęcam, a ty co. - Warknęłam i poszłam dalej, już bez niej.

- Dobrze, a teraz stój spokojnie. - Odezwał się do mnie Olivier, gdy już znalazłam się przy nim.
Wsadził dwa palce do buzi i mocno zagwizdał. Z końca zagrody usłyszałam ciche wycie, które stopniowo nabierało na sile.

- Espoir chodź!
Wycie ucichło, a w naszym kierunku zbliżał się chyba najpiękniejszy wilk jakiego widziałam. Miał on srebrne futro, które mieniło się jak brylant wystawiony na słońce i wielkie, błękitne oczy.

- Podobno tylko wilki wyścigowe są srebrne? - Zapytałam Olivier'a, który wpatrywał się w to zwierze z takim samym podziwem co ja.

- Bo tak jest. Tylko, że ona jest za piękna, żeby kazać jej biegać po torze. Twój ojciec kazał wysłać ją na wystawy i jak dotąd nigdy nie przegrała.

Tak bardzo była zafascynowana jej wyglądem, że nie zauważyłam kiedy podeszła ona do nas tak blisko. Pisnęłam cicho i złapałam Olivier'a za ramię, tym samym wtulając się w nie.

Chłopak zaśmiał się, uświadamiając mnie co tak naprawdę robię. Szybko puściłam jego rękę, mówiąc pod nosem jakieś przeprosiny.

- To zaczniemy od tego, że musisz ją dotknąć. Wyciągnij przed siebie rękę i unieś dłoń, o tak. - Olivier zademonstrował mi co mam zrobić, a Espoir delikatnie otarła się o jego rękę.

Na samą myśl, że za chwilę dotknę wilka przeszły mnie ciarki, ale posłusznie zrobiłam to co miałam.

Espoir powoli szła się w moim kierunku, jakby wyczuła, że nie mam ochoty jej dotykać. Gdy już dość się do mnie zbliżyła nie otarła się od razu o moją dłoń, tylko delikatnie oparła o nią swój nos i powąchała.

Połaskotała mnie wąsami, przez co lekko się uśmiechnęła. Nawet nie było tak źle jak myślałam. Uniosłam dłoń wyżej i dotknęłam czubka jej głowy.
Zbliżyła się już tak blisko, że pyskiem prawie dotknęła mojego brzucha.

Przez chwilę myślałam nawet, że już się jej nie boję, gdy usłyszałam warknięcie Destiny.
Espoir popchnęła mnie z taką siłą, że upadłam kością ogonową na jakiś kamień i krzyknęłam z bólu.

Olivier natychmiast rzucił się w kierunku wilków, ponieważ te zaczęły się szarpać, gryźć i warczeć jak opętane.

Mimo bólu, szybko podniosłam się z ziemi i odciągnęłam Destiny, próbując ją uspokoić. Ostatkami sił wyciągnęłam ją z zagrody, tym samym zostawiając w środku Oliver'a szarpiącego się z Espoir.

Nagle przed oczami stanął mi obraz mamy walczącej z rozwścieczonym wilkiem wtedy w lesie. Chciałam odpędzić od siebie wspomnienia, ale one nie dawały mi spokoju.
Zaczęłam krzyczeć, płakać i trząść się. Oparłam się o Destiny próbując nie stracić równowagi, ale to i tak nic nie pomogło, ponieważ już po chwili leżałam na ziemie, a ostatnią rzeczą jaką pamiętam to głos Olivier'a wypowiadający moje imię.


Potem zapadła ciemność

sobota, 14 czerwca 2014

5. "Pomocy"



Czytasz = Komentujesz


Rose

Siedziałam na tarasie, otulona kocem z kubkiem herbaty w ręce. Wpatrywałam się ciepły, brązowy płyn i próbowałam zebrać myśli w jasną całość. Po kolei przypominałam sobie zdarzenie z przed kilku godzin, starając się nie pominąć żadnego ważnego szczegółu.


-Nigdzie jej nie weźmiesz. Dam za nią 2 miliony.

Wszyscy zamilkli i wyczekiwali tego, co ma nastąpić. Byłam pewna, że ojciec nawrzeszczy na mnie, ale on tylko spokojnie powiedział.

- Nie musisz. Jeśli za 2 tygodnie zobaczę cię na jednym z wilków z naszej hodowli, Destiny zostaje, jeśli nie... to wiesz co się stanie.


I na tym nasza rozmowa się zakończyła. Teraz nie wiem co jest gorsze, możliwość stracenie mojej futrzanej przyjaciółki na zawsze, czy to, że mam dosiąść jakiegoś wilka.
Niestety nie może to być Destiny.

Podniosłam wzrok z herbaty i skierowałam go na jedną z zagród i obserwowałam jak mała, biała kulka chodzi od jednego końca klatki do drugiego.

Z tarasu mam idealny widok na całą hodowlę. Oglądanie wilków jest jedną z moich ulubionych czynności, oczywiście z bezpiecznej odległości.

Są niebezpieczne, ale tak samo zachwycające. Nikt nie potrafi oprzeć się ich wyglądowi i zachowaniu. Potrafią oczarować tak człowieka, że nawet nie zauważy kiedy rzucą się na niego i rozszarpią pazurami.

Drastyczne, ale prawdziwe.
A tym bardziej jeśli widziałeś to na własne oczy, mając tylko 10 lat.
Może przez to, że byłam wtedy mała, to trochę to podkoloryzowałam, ale jest to jeden z tych najgorszych koszmarów, których nie potrafisz się pozbyć, nie ważne co zrobisz one zawsze będą wracać.

Niestety to mi się nie przyśniło, a zdarzyło się na jawie.

W walce z wilkiem człowiek nie ma nawet 0.01% szans na przeżycie. No chyba, że posiada broń palną, ale nawet to czasami nie wystarcza.
Moja mama nie miała ze sobą nic, tylko własną silę i odwagę.

Ojciec po tym wydarzeniu często pytał się mnie czy widziałam mamę jeszcze za nim uciekłam, w innym stanie niż zwykle.
Zawsze powtarzałam, że nie. Czasami kłamstwo jest lepsze niż prawda.

Biegnąc z Destiny na rękach, jeszcze na chwilę się odwróciłam, na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, żeby zobaczyć coś co odmieniło moje życie na zawsze. Może gdybym nie spojrzała wtedy za siebie, teraz nie bałabym się zbliżyć do wilka, żyłabym w przekonaniu, że one nie zrobią mi krzywdy.

Usłyszałam skrzypienie drzwi za moimi plecami i odgłos powolnych kroków zmierzających w moją stronę. Nie odwróciłam się, dalej patrzyłam na Destiny, beztrosko bawiącą się jakimś kijkiem oderwanym od drzewa.

Ktoś usiadł obok mnie i objął mnie silnym, tak dobrze mi znanym, ramieniem. Schyliłam się lekko i oparłam głowę na piersi mojego brata. Danny zawsze był przy mnie gdy coś się ze mną działo. Po śmierci mamy nie odstępował mnie na krok. Martwił się o mnie najbardziej z całej rodziny. Oczywiście moje siostry i tata byli przy mnie i mnie pocieszali, ale to Danny nawet nic nie mówiąc potrafił sprawić, że czułam się lepiej.

Siedzieliśmy tak w milczeniu i obserwowaliśmy jak ostatnie promienie słońca oświetlają zagrody. A moje myśli wciąż pochłonięte były słowami taty. Muszę dać za wygraną, nigdy nie dam rady zbliżyć się do żadnego wilka. Gdy tylko na nie patrzę, przypomina mi się nieruchome ciało mojej mamy, jej podrapany brzuch i jedna wielka szrama na twarzy, od skroni przez oko, aż do brody.

Nie zawsze życie jest idealne, a moje rozpadnie się za 2 tygodnie.
Odłożyłam kubek z już zimną herbatą na ziemię i objęłam mojego brata w pasie, ukrywając twarz w jego klatce piersiowej. Kilka łez już zbierało się w moich oczach.

- Nie martw się razem coś wymyślimy. - Usłyszałam spokojny głos Danny'ego, który chyba wyczuł moje łzy na jego koszulce.

Wyprostowałam się i końcówką koca otarłam łzy z policzka. Ja nigdy się nie poddaję i tak samo będzie teraz. Nie oddam tak łatwo Destiny, a zwłaszcza takiemu idiocie jak ten cały Anthony Holt.

Muszę znaleźć kogoś kto pomoże mi oswoić się z wilkami, kogoś kto się ich nie boi, kto ma z nimi najlepsze kontakty i kogoś kto potrafi mini rządzić jak nikt inny.

Podniosłam się z ziemi zrzucając przy okazji koc z ramion i rozlewając herbatę.
- Zaraz wracam! - Krzyknęłam do brata i pędem pobiegłam w stronę zagród.

Mijałam kolejne klatki, rozglądając się na boki i szukając mojego ratunku. Biegałam już tak przez co najmniej 10 minut, ale nikogo nie spotkałam. Przecież on musi gdzieś tutaj być.
Zatrzymałam się i oparłam rękoma o kolana oddychając głęboko.

Mój oddech wracał już do normy, gdy usłyszałam jakiś szmer przede mną.
Podniosłam głowę i aż krzyknęłam z radości.

- Proszę cię musisz mi pomóc. Mój ojciec chce sprzedać Detiny, ale ja się na to nie zgadzam i muszę dosiąść jednego z wilków z hodowli, żeby go powstrzymać. Mam na to tylko 2 tygodnie.

- Okey, ale co ja mam w tej sprawie zrobić? - Usłyszałam spokojny i lekko chrapliwy głos Olivier'a, który stał przede mną w potarganych spodniach i z bluzką w ręce.


- Chodzi o to, że ty jedyny możesz mi pomóc oswoić się z wilkami. W każdym razie mam taką nadzieję. - Powiedziałam to, próbując powstrzymać łzy na samom myśl o tym, że to może się nie udać. 
- Pomożesz mi?


środa, 28 maja 2014

4. "Milion"

Czytasz = Komentujesz

Olivier


Wolność, coś czego nie zazna nigdy żaden wilk trzymany w hodowli. Niby mają one duże klatki, są codziennie wyprowadzane na tory, żeby się wybiegały, ale nigdy nie będą one wolne. Nie będą mogły decydować o własnym losie, zawsze będą przekazywane z rąk jednego właściciela do drugiego.

Z ludźmi jest podobnie, tylko że nikt nie chce powiedzieć tego na głos. Zawsze będzie ktoś kto będzie decydował o tym co nam wolno, a czego nie wolno.
Tak ja rodzice decydują o życiu ich dzieci, jak szef, który mówi ci co masz robić. Tak już będzie i nikt nic na to nie poradzi.

- Olivier pomóż Mattowi. - Krzyknął ojciec odsuwając się od chłopaka, który próbował utrzymać jednego z rocznych wilków.
Stanąłem przed zwierzęciem łapiąc go za łeb i ciągnąc do ziemi. To najlepszy i najszybszy sposób by je uspokoić.
Już po kilku sekundach wilk przestał stawiać opór, więc puściłem go i pozwoliłem Mattowi dalej pracować.

Chłopak dopiero się szkoli, więc kilka małych błędów można mu wybaczyć, zwłaszcza, że zajmowanie się rocznymi wilkami jest jednym z trudniejszych zadań.
Na tym etapie oswajanie musimy poświęcić im najwięcej czasu i cierpliwości, żeby potem w przyszłości nie sprawiały one problemów swoim właścicielom.

Połowa zwierząt należących do hodowli Curtisów, została wyszkolone przeze mnie. Ponieważ mogę poświęcić im cały swój wolny czas, nie ważne ile dany wilk będzie potrzebował, kilka dni, tygodni, miesięcy, tyle dostanie.
Ja po prostu jestem cierpliwy i nie mam nic lepszego do roboty.


Rose


Zostawiłam Destiny w zagrodzie i szybko pobiegłam do domu, jestem strasznie głodna i jak czegoś za chwilę nie zjem to umrę.
Wbiegłam to głównego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi i tym samym przerywając jakąś kolejną rozmowę z kupcami mojego ojca.

Jak zawsze przy tego typu rozmowach mój tata uśmiecha się jak nienormalny i udaje, że jest super-extra tatusiem, który kocha swoje dzieci ponad wszystko.
Tsaaa.
Teraz było tak samo. Uśmiechnął się do mnie jeszcze bardziej i przywołał gestem ręki.
- Podejdź Rosalien.

Posłusznie zrobiłam co mi kazał i stanęłam obok niego przy wielkim, sosnowym stole.
Ojciec po kolei pokazywał na wszystkich z 6 kupców obecnych w tym pokoju, a ja grzecznie kiwałam do nich głowami.

Gdy doszedł do ostatniej osoby, moja mina trochę się zmieniła.
- A to jest A...
- Anthony Holt. - Dokończyłam – Wiem, już się poznaliśmy.
Popatrzyłam na niego z odrazą, a on tylko uśmiechnął się niewinnie.
- Tak pańska córka, bardzo wiele opowiedział mi o wilkach i była przy tym bardzo uprzejma.

Nie wytrzymałam i zaśmiałam się głośno. Ojciec i pozostali kupcy popatrzyli na mnie zdezorientowani tym co się dzieje, ale lepiej, żeby nie wiedzieli.

- Tak, powiedziałam również o tym, że Destiny nie jest na sprzedaż. - Powiedziałam łagodnie, gdy już trochę opanowałam śmiech.

- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Pan Holt złożył mi bardzo kuszącą propozycję i chyba zgodzę się ją przyjąć. - Ojciec mówił to tak stanowczym tonem, że aż ciarki przebiegły mi po plecach.

Miałam nadzieję, że za chwilę tata się uśmiechnie i powie, że żartował i mogę już iść, ale nic takiego ni nastąpiło.

Przecież on nie może mi tego zrobić, Destiny jedną z niewielu rzeczy, które przypominają mi o mamie, a on dobrze o tym wie.
I jest też jedynym zwierzęciem na tej hodowli, które ja dosiądę i w ogóle dotknę, jeśli ją sprzeda to już nigdy nie wyjdę z domu i nigdy nawet nie spojrzę na innego wilka.
- Ale nie możesz. - Powiedziałam cicho, powstrzymując łzy.
Tata tylko wzruszył ramionami i wrócił do rozmowy z jednym z kupców. Przez chwilę chciałam już odejść, ale wpadłam na pewien pomysł.

- Ile ci za nią zapłaci?
Wszyscy umilkli i popatrzyli na mnie. Ojciec się zaśmiał, myśląc, że żartuję, ale gdy popatrzył na moją poważną twarz, przestał.

- Rose, idź już. - Powiedział tylko i znów zaczął rozmawiać z swoimi klientami. Ja tak łatwo nie dam za wygraną.
- Ile ci za nią zapłaci?!

Ojciec westchnął i popchnął mnie ręką w stronę kuchni, nie przerywając dyskusji.
Nawet nie ruszyłam się z miejsca. Nie ruszę się dopóki mi nie odpowie.

- Milion dolarów.
Na te słowa, aż szczęka mi opadła. Popatrzyłam na Holt'a, a on jakby nigdy nic siedział na swoim krześle i uśmiechał się od ucha do ucha.

- Zabieram ją za dwa tygodnie więc możesz do tego czasu doprowadzić ją do porządku.- Anthony Holt powiedział to z taką pogardą w głosie, że miałam zamiar wstać i walnąć mu w twarz.


- Nigdzie jej nie weźmiesz. Dam za nią 2 miliony.




środa, 21 maja 2014

3. "Panno Curtis"


Czytasz = Komentujesz

Rose

Denerwujący są ci kupcy. Dlaczego każdy chce kupić mojego wilka. Musze zrobić taką kartkę na zagrodzie „nie na sprzedaż”. Może wtedy łaskawie dadzą mi spokój.

Tak wiem, że powinna chociaż starać się być miłą dla klientów ojca, ale męczące jest ciągłe powtarzanie, że Destiny jest moja i tylko moja. Ale jak zwykle ten młody chłopak, pracujący na hodowli, wyciągnął mnie z tarapatów. Nie pamiętam jak on się nazywa Oliker, Olifer, Oliver. Jakoś tak.

Ojciec cały czas mówi tylko o nim, że zrobił on to, zrobił on tamto. Jest jedną z niewielu osób, które nie boją się wejść bez żadnych ochraniaczy do zagrody Force'a. Podobno jest to syn Price'a. Czyli talent ma po ojcu.

Nasze rodziny współpracują ze sobą od bardzo dawna. Price'owie zajmują się oswajaniem i szkoleniem wilków, a Curtis'owie ich hodowlą i sprzedażą.
Ale i tak najwięcej kasy zarabia na tym moja rodzina. No cóż więcej kosztuje też utrzymanie stu takich wilków, niż ich oswojenie.
Poczułam, że coś szturcha mnie w ramię i to dość mocno, przez co zachwiałam się i spadłam z kamienia twarzą prosto w trawę. Wyciągnęłam kilka zielonych listków z mojej buzi i uniosłam wzrok na prze szczęśliwą Destiny.

Spojrzałam pod swoje dłonie i zauważyłam tam kilka maleńkich kamyków. Wzięłam garść i po kolei rzucałam nimi w wilka.
Ale ona jest za szybka, za każdym razem zdąży uciec, zanim ja zdołam dobrze rzucić. Ale tak to już mają wilki wyścigowe. Dlatego są najbardziej pożądane przez kupców.

A zwłaszcza Destiny. Jest ona jedynym śnieżnobiałym wilkiem w całej hodowli. Dziwnę w tym jest to, że ona może biegać po błocie, piasku, kurzu, a i tak dalej jej futro jest w idealnym stanie.

Ojciec próbuje złapać białego samca, ale jeszcze mu się to nie udało i chyba nigdy nie uda.
Białe wilki moją to do siebie, że jeśli zmiesza się je z wilkiem innego koloru to nigdy nie wyjdzie biały. Na przykład jeśli zmieszasz białego ze złotym, to wyjdzie tylko złoty. Niestety.

Dlatego ludzie tak zachwycają się moją Destiny i chcą zawsze ją kupić, ale po pierwsze nie dostaną jej dlatego, że ona należy do mnie, a po drugie dlatego, że ojciec uważa ją za najlepszą reklamę dla hodowli. Jest nawet bardziej popularna od Force'a.

Wstałam z ziemi i zawołałam Destiny. Wyszłyśmy z jej zagrody i zaczęłyśmy biec w kierunku torów wyścigowych.
Moje siostry często się dziwią, że pozwalam jej tak biegać samopas, ale ja wiem, że mogę jej ufać. W końcu to zaufanie jest najważniejsze w relacjach między zwierzęciem i człowiekiem.

Ja przybiegłam na miejsce cała zdyszana, a Destiny jeszcze sobie biegała w kółko i była pełna energii. Głupi zwierzak, ale i tak ją kocham.
Chciałam już wejść na tor, gdy zauważyłam, że ktoś już tam ćwiczy.

Ten sam chłopak co kilka kwadransów temu, stał przy zagrodzie Destiny, jeździł na jednym z wilków, a Anthony Holt stał oparty o barierki odgradzające ludzi od jeźdźców,
i dokładnie mu się przyglądał.

Podeszłam bliżej do metalowych słupków i obserwowałam każdy ruch chłopaka. Jeździł on pewnie i stanowczo, ale z całkiem niezłą gracją. Nie pozwalał zwierzęciu, chodź na chwilę trochę się rozluźnić. Był skupiony na tym co ma robić i dobrze mu to szło.
Holt'owi też się chyba podobało, ponieważ na jego twarzy widać było lekki uśmiech.

Z powrotem spojrzałam na tor i zauważyłam na nim jeszcze jeden biegający punkt.
Był to wilki, ale bez jeźdźca i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jest on biały.
Szybko przeskoczyłam przez barierki i ruszyłam pędem za Destiny. Skróciłam sobie drogę biegnąc środkiem toru.

Złapałam się jej futra i szybko i zwinnie podciągnęłam się na jej grzbiet. Chciałam ją zatrzymać, ale ona zaczęła pędzić dalej przed siebie.
- No dalej panno Curtis pokaż na co cię stać. - Usłyszałam głos obok siebie i spojrzałam w tamta stronę. Chłopak od wilków jechał obok mnie i patrzył na mnie z wyższością.
- Jeśli tak prosisz Price.

Ścisnęłam nogami mocniej boki Destiny, a ona jeszcze bardziej przyśpieszyła. Codziennie ścigam się z rodzeństwem i zawsze wygrywam, to będzie tylko przypieczętowanie mojego talentu i szybkości Destiny.

Wysunęłam się na prowadzenie, ale długo to nie potrwało. Gdy tylko my trochę przyśpieszałyśmy, nasi rywale robili to samo.
Zrobiliśmy już chyba pięć kółek, ale dalej nikt się nie zatrzymywał. Ani ja nie chciałam przegrać, ani on. Ale zwycięzca może być tylko jeden.

Wilki zaczęły już trochę opadać z sił, jednak my nie dawaliśmy im odsapnąć. Pędziliśmy dalej ile sił jeszcze w nich zostało. Wzięłam mocny zakręt i znowu trochę wyprzedziłam Price.

Na końcu tej prostej stał Anthony Holt z chorągiewką, którą zwykle trzyma sędzia w czasie wyścigu. Widocznie domyślił się, że urządziliśmy sobie wyścig.
Popatrzyłam na mojego przeciwnika i posłałam mu szyderczy uśmiech.

Jeszcze mocniej ścisnęłam boki Destiny i mocno wybiegłyśmy do przodu. Byliśmy już kilka metrów od „mety”, gdy zauważyłam, że nie tylko my postanowiłyśmy wygrać.
Chłopak popatrzył za siebie i uśmiechnął się do mnie w taki sam sposób jak przed chwilą ja do niego. Miną Holt'a, a ten zamachnął chorągiewką. Dobiegłyśmy jakieś 5 sekund za nim.

- Następnym razem nie dostaniesz już forów. - Powiedziałam do niego, gdy już zeszliśmy z wilków i prowadziliśmy je do ich zagród.
- Dobrze panno Curtis. Zapamiętam to sobie. - Uśmiechnął się złowieszczo do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Muszę przyznać, że z bliska jest on całkiem przystojny. Nawet więcej niż całkiem.
- Jestem Rose, nie panna Curtis.

Uśmiechnęłam się do niego ostatni raz i poszłam w kierunku zagrody Destiny.
- A ja jestem Olivier, nie Price.

niedziela, 18 maja 2014

2. "Anthony Holt"

Czytasz = Komentujesz

Olivier

Siedziałem na środku zagrody Force'a z kawałkiem surowego mięsa. Mój ojciec uważa, że przez tego typu treningi sam proszę się o śmierć, ale ja mam zaufanie do tego wilka.

Force wie, że może do mnie podejść dopiero gdy mu pozwolę, czasami mogę nawet siedzieć tak 2-3 godziny. Zawsze patrzę prosto w oczy zwierzęcia, z którym pracuję, bo w ten sposób pokazuję mu, że się go nie boję.

Podniosłem mięso trochę wyżej i Force przybliżył się o pół metra, wciąż patrząc mi w oczy. Zamachnąłem się i rzuciłem mu mięso pod łapy, a on nawet nie opuścił pyska.
- Brawo Force. - Uśmiechnąłem się lekko do niego i skinąłem ręką w stronę jego łap, dając mu znak, że może zacząć jeść.

Podniosłem się z ziemi i wyszedłem z jego zagrody. Obejrzałem się jeszcze za siebie na Force'a i zamknąłem dokładnie bramę, bo on często lubi urządzać sobie wycieczki nie tylko po swoim wybiegu.

- Jestem pod wrażeniem tego jaki masz wpływ na to zwierzę. - Usłyszałem głos i odwróciłem się w jego stronę.
Jakiś mężczyzna stał oparty o płot z założonymi rękami i poważnym wyrazem twarzy. Był ubrany w garnitur, więc pewnie jakiś kolejny kupiec przyjechał obejrzeć wilki.
Skinąłem w jego kierunku głową i ruszyłem do kolejnej zagrody.

- Nazywam się Anthony Holt. - Krzyknął za mną mężczyzna.
Zatrzymałem się, ponieważ ojciec kazał mi być miłym dla tego kupca. Podobno to jakiś sławny milioner i Curtis liczy, że wciśnie mu jak najwięcej zwierząt.

- Słyszałem, że jesteś tutaj jak zaklinacz wilków. - Znowu usłyszałem głos Holt'a
- A ja słyszałem, że szuka pan czegoś do swojej przyszłej hodowli. Wiec zapraszam. - Pokazałem ręką w kierunku kolejnych zagród i ruszyłem przed siebie. Mężczyzna szedł równo ze mną, rozglądając się na boki.

- Każdy wilk jest inny, pod względem wyglądu i zachowania, zupełnie jak ludzie. Dlatego z każdym trzeba postępować inaczej. Są wilki łagodne, z którymi łatwo się współpracuje i najlepiej wystawia się je na wystawy. Są też wilki drapieżne, trzeba im poświęcić więcej czasu na oswojenie, ale są one wielkie, silne i idealnie nadają się do walk. Lub są też wilki wyścigowe, mniejsze, szybsze, zwinniejsze i inteligentniejsze. - Powoli tłumaczyłem wszystkie najważniejsze informacje jakie przyszły hodowca powinien wiedzieć. - I teraz zależy jakie zwierzęta chciałby pan posiadać.

- Tak wiem już słyszałem o tych grupach, a zastanawiam się nad kupnem wilków wyścigowych. Podobno są one nie tylko szybsze i zwinniejsze, ale też piękniejsze.

Nareszcie jakiś kupiec, który wie o wilka więcej niż to, że mogą one zabić człowieka. Naprawdę ciężko jest pracować z osobą, która nie ma bladego pojęcia o tych zwierzętach. Jeśli chce się je hodować to podstawowe informacje o nich to obowiązek.

- Tak to prawda. Wilki wyścigowe można poznać po niezwykłych kolorach futra. Najczęściej są one śnieżnobiałe, złote lub srebrne i mienią się w słońcu, wygląda to tak jakby ktoś posypał je brokatem.

- Wiesz bardzo dużo o wilkach. - Stwierdził Holt – Mieć takiego pracownika to skarb. Nie chciałbyś przenieść się na moją hodowlę?

Wyjechać z tej wyspy na stały ląd, pracować dla milionera, zajmować się zwierzętami, które się kocha i jeszcze na tym zarabiać. Zupełnie tak samo jak tutaj.

- Może i mógłbym pracować dla pana, ale... - Usłyszałem ciche wycie dochodzące z zagrody jednego z wilków wyścigowych i odwróciłam głowę w tamtą stronę.
Najmłodsza z córek Curtis'a siedziała na kamieniu i karmiła Destiny, najłagodniejsze zwierzę w całej hodowli.

Holt szturchnął mnie lekko w ramię i wtedy zdałem sobie sprawę, że gapię się na tą dziewczynę.
- Już widzę czemu nie będziesz chciał dla mnie pracować. - Mężczyzna zaśmiał się i ruszył w kierunku obiektu mojego zagapienia.
- Dzień dobry nazywam się Anthony Holt. Czy mógłbym obejrzeć tego wilka?

Rosalien odwróciła się w jego stronę i posłała mu pełne gniewu spojrzenie.
- Ona nie jest na sprzedaż więc może pan już sobie pójść.
Holt zmarszczył brwi i zauważyłem na jego twarzy niedowierzanie, pewnie rzadko ktoś mu odmawia. Chyba czas ratować dobre imię Curtisów.
- To jest córka właściciela Rosalien. A ten wilk to Destiny. - Odezwałem się do milionera, mając nadzieję, że chodź trochę załagodzę sytuację.

Holt tylko kiwnął głową i odwrócił się w kierunku zagrody innego wilka. Ostatni raz spojrzałem na Rosalien i zauważyłem, że bezgłośnie rusza ona ustami „dziękuję”.

Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem za kupcem. 

piątek, 16 maja 2014

1. "Uciekaj"

 -Słońce, wiatr, ziemia, niebo, zwierzęta, wszystko to co nas otacza nazywamy naturą. Musimy troszczyć się o nią i ją pielęgnować, ponieważ my także jesteśmy jej częścią. - Siedziałam wsłuchując się w delikatny, ale stanowczy głos mojej mamy. Ma on w sobie coś takiego, że słuchając go mógłbyś zrobić wszystko.

Rozglądałam się wpatrując się w każdy szczegół. Patrzyłam na dzięcioła siedzącego na pobliskim drzewie, obserwowałam wiewiórki wesoło biegające wokoło nas, przysłuchiwałam się szumieniu drzew i śpiewie ptaków. Wszystko to osobno było piękne, ale razem stanowiło wspaniałą całość.

- Każde zwierze, roślina i człowiek ma swoje miejsce. Wszystko żyje w harmonii ze sobą. Chodź to ci pokaże.
Mama wstała i wyciągnęła rękę w moją stronę. Podałam jej dłoń i powoli się podniosłam, szłyśmy dróżką prowadzącą głębiej do lasu, prowadzącą prosto do strumyka.
Znam las lepiej niż nasze małe miasteczko. Jest to moje ulubione miejsce, gdy inne dzieci całymi dniami siedzą na placu, ja wolę ciszę i spokój. Ludzie mówią, że jestem jak aniołek. Mała, cicha, spokojna, opanowana. Często dla niektórych za bardo opanowana, jak na dziesięciolatkę. Ale mi to nie przeszkadza.

Usłyszałam ciche skomlenie, gdzieś w krzakach. Mama chyba też je usłyszała, ponieważ zatrzymała się nagle i kazała mi być cicho. Znowu coś wydało cichy dźwięk, ale tym razem jakby trochę bliżej. Spojrzałam w stronę tego zamieszania i zauważyłam w krzakach maleńką główkę zwierzęcia.
Mały wilczek znowu odezwał się, przypominając nam o tym, że czegoś chce. Już tysiąc razy słyszałam takie skomlenie, ale te brzmiało jakoś inaczej.
Może tak brzmi zwierze na wolności. Bardziej szczęśliwi niż te trzymane w klatce.
Chciałam do niego podejść, zobaczyć czy nic mu nie jest, ale gdy tylko zrobiłam jeden krok w jego stronę, mama zatrzymała mnie ręką.

Już chciałam powiedzieć, żeby mi pozwoliła chociaż go obejrzeć, gdy okropne warczenie pokrzyżowało moje plany. Mama popchnęła mnie tak, że upadłam na ziemie, a jakieś szare wielkie cielsko z dwoma rzędami ostrych zębów rzuciło się na nią. Usłyszałam tylko jedno słowo wydobywające się z ust mamy „Uciekaj”.

Pewnie powinnam zostać i chociaż próbować jej pomóc, ale rodzice uczyli nas tak, że gdy spotkamy w lesie wilka, nie ważne co się z nimi będzie działo mamy uciekać. Więc szybko podniosłam się z ziemi i chciałam biec w stronę naszego domu, gdy znowu usłyszałam skomlenie. Spojrzałam na wilczka i podbiegłam do niego, żeby wziąć go ze sobą. Przecież nie mogę go tak zostawić.



- Tato! Danny! Pomocy! - Wbiegłam do domu zdyszana z całych sił ściskając mojego towarzysza w rękach.
- Co się stało?
Pierwszy odpowiedział mi mój brat, wyłaniając się zza drzwi prowadzących do kuchni.
Chyba musiałam wyglądać strasznie, bo ma mój widok od razu do mnie podbiegł. Położyłam wilczka na ziemi i się rozpłakałam. Dopiero teraz zaczęłam się martwić o mamę.
Złapałam Danny'ego za rękę i pociągnęłam w stronę drzwi.
- Szybko. Musimy się pośpieszyć! - Krzyknęłam tak głośno, że pewnie usłyszała mnie połowa naszego miasta.
- Co to za krzyki? - Usłyszałam głos taty, dobiegający zza moich pleców. Puściłam brata i odwróciłam się w jego stronę.
- Bo.. ja i mama.. tam... w lesie... znalazłam.. bo... - Krztusiłam się własną śliną zbierającą się w mojej buzi przez płacz. Tata patrzył na mnie zdezorientowany, ale wiem jakie jedno słowo może zadziałać.
- Wilk.


*6 lat później*

- Szybciej Destiny! Biegnij!
Siedziałam na grzbiecie mojej najlepszej, włochatej przyjaciółki i uciekałam przed moimi siostrami. Jak codziennie ścigałyśmy się od naszego domu do końca zagród.
Moja rodzina od pokoleń prowadzi hodowle wilków, najbardziej przerażające jest to, że mają one po 2 metry wysokości, 2 rzędy ostrych zębów i pazury, które bez problemu mogłyby rozerwać człowieka na strzępy. Kiedyś to ja i moje rodzeństwo będziemy musieli się tym wszystkim zająć, ale jak na razie nie musimy się o to martwić.

- Connie chyba nie pozwolimy jej tak nam uciec? - Usłyszałam głos jednej mojej siostry po prawej stronie i...
- No jasne, że nie. - … głos drugiej po lewej.
Mocniej ścisnęłam nogami boki Destiny, a ona momentalnie przyśpieszyła. Przez chwilę Connie i Loreine trzymały się blisko, ale w końcu udało mi się od nich uwolnić.

Kocham to uczucie wolności, gdy jadę na wilku, ale tylko na jednym czuję się bezpiecznie. Zawsze jak patrze na jakieś inne zwierze mam wrażenie, że za chwilę ono rzuci się na mnie, jak wtedy ten w lesie na mamę. Dalej nie mogę pozbyć się tej strasznej świadomości, że gdybym jej wtedy nie zostawiła sprawy potoczyły by się inaczej.

Zatrzymałam się przy zagrodzie, w której trzymany jest Force. Nigdy nie widziałam większego, piękniejszego, ale zarazem straszniejszego wilka. Tata uważa, że jest on największą sławą naszej hodowli. Ale dla mnie to jest to takie same zwierze, które może cie zabić jak każde inne.
Jedynym wilkiem, któremu ufam i do, którego zbliżę się na mniej niż na 2 metry jest Destiny. Mój mały wilczek. Przez 6 lat zdążyłam ją tak oswoić, że już nawet nie warknie na człowieka.
- Następnym razem to ja jadę na twoim wilku. - Connie zatrzymała się tuż obok mnie, na co szybko kazałam Destiny trochę się cofnąć. Nie żartowałam z tym, że nie zbliżę się do innego wilka na mniej niż 2 metry.
- To wtedy będziesz się ścigać tylko z Loreine.
Moja siostra wiedziała, że mówię całkiem poważnie. Już kilka razy próbowały mnie oswoić z wilkami, ale za każdym razem kończyło to się tym samy. Albo to ja uciekałam, albo to biedne zwierzę, które znalazło się w niewłaściwym miejscu i czasie.

- Rose, proszę cię. Musisz się do nich przyzwyczaić. Kiedyś to ty będziesz tym wszystkim zarządzać i co powiesz handlarzom. „przepraszam bardzo, ale ja nie zbliżam się do wilków.” - Mimo, iż Loreine miała rację, to nie mogłam się do tego przyznać.
Wzruszyłam tylko ramionami i pociągnęłam Destiny w stronę, z której przybiegłam.
Wiem, że nasz tata uważa, że kiedyś wspólnie wszystkie jego dzieci będą razem zajmować się rodzinną tradycją, ale trójka jego dzieci, chyba sobie poradzi. Kocham tą hodowlę, ale nienawidzę zwierząt, które są na niej. Ja mogę zajmować się tylko Destiny i to mi wystarczy.

Nasz dom od zewnątrz wyglądał jak stajnia, w której trzymamy wilki, ale środek już ani trochę nie jest do niej podobny. Pokój główny, tam gdzie zwykle tata targuje się z kupcami jest cały w sosnowym drewnie, kocham w nim siedzieć przy kominku, popijając kakao i patrząc przez okno na małe wilczki bawiące się w ogródku obok domu.
Zmieniam zdanie, mogę zajmować się tylko Destiny i tymi maluchami.

Poszłam do swojego pokoju, który znajduje się na tyłach domu. Może i mam najmniejszy pokój z całego rodzeństwa, ale za to najbardziej przytulny. Wieczorami mogę wyjść na taras i podziwiać z niego teren całej hodowli. Dom znajduje się na małym pagórku, dzięki czemu można zobaczyć wszystko co dzieje się w zagrodach wilków, nie musząc wchodzić na najwyższe piętra.


Kocham to miejsce, kocham nasze miasto, kocham naszą wyspę. Nigdy nie będę chciała stąd wyjechać, nawet jeśli całe życie miałabym spędzić wśród wilków.