poniedziałek, 21 lipca 2014

7. "Skarbie"

Czytasz = Komentujesz



Rose

Siedziałam na mojej ulubionej polance w lesie i wsłuchiwałam się w śpiew ptaków. Po chwili poczułam na ramieniu czyjś dotyk. Otworzyłam oczy i spojrzałam za siebie, mama stała za mną w pięknej, białej sukience i uśmiechała się. Szybko wstałam, żeby ją przytulić, ale nie mogłam jej dotknąć. Rozpływała się jak mgła, a po chwili znów wyglądała normalnie.
Spróbowałam złapać ją za rękę, ale zniknęła całkiem. Nagle zrobiło się ciemną, zaszło słońce, ptaki przestały śpiewać i zaczął padać deszcz.
Wbiegłam w las ,żeby się schować. Robiło się coraz ciemniej, biegłam przed siebie, nawet nie wiedząc gdzie. W pewnym momencie się zatrzymałam, usłyszałam znajomy głos, ruszyłam za nim.
Deszcz z każdą minutą padał coraz mocniej, a do tego doszły jeszcze pioruny i silne grzmoty.
Ale ja nie zwracałam na to najmniejszej uwagi, szłam w kierunku głosu, który stawał się coraz głośniejszy, jak zahipnotyzowana.
- Rose...

Poczułam, że ktoś uderzył mnie w twarz. Otworzyłam oczy i z krzykiem usiadłam.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam była twarz Olivier'a kilka centymetrów od mojej.
Z tej odległości był on jeszcze przystojniejszy niż normalnie, Wpatrywałam się w jego błękitno-szare oczy i pięknie zarysowane usta.
Dla mnie ta chwila mogłaby nie mieć końca, ale on musiał się odsunąć.

- Rose, dobrze się czujesz? - Zapytał gdy już obydwoje staliśmy na nogach.

- Chyba tak tylko trochę kręci mi się w głowię.

- To normalne, straciłaś przytomność i leżałaś z jakieś 10 minut bez ruchu. Nieźle mnie wystraszyłaś.

- Na tyle, żeby bić mnie po twarzy? - Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami, a on tylko podrapał się w tył głowy i uśmiechnął przepraszająco.

- Faceci – Potrząsnęłam głową i przewróciłam oczami, co wywołało u Olivier'a wybuch śmiechu.

- Czekaj... Gdzie jest Destiny?

Zaczęłam rozglądać się dookoła i szukać wzrokiem mojego wilczka. Ostatnie co pamiętam to to, że była ona przy mnie gdy straciłam przytomność, a teraz jej po prostu nie ma.

- Destiny! Destiny! - Zaczęłam biegać w kółko i krzyczeć na cały głos, ale to nic nie dawało.

- Rose, uspokój się zaprowadziłem ją do jej zagrody jest bezpieczna.

Zatrzymałam się i z gniewem wypisanym na twarzy wolnym krokiem podeszłam do Olivier'a.
- I mówisz mi to teraz? - Zapytałam akcentując każde słowo. - Ja tu prawie dostałam zawału a ty stoisz sobie spokojnie. Boże zabije cię!

Wyciągnęłam ręce chcąc złapać go za szyję, ale on był szybszy i zdążył uciec.

- Najpierw musisz mnie złapać, skarbie.

Olivier uśmiechnął się szyderczo i zaczął się cofać cały czas patrząc na mnie. Zaśmiałam się i ruszyłam za nim. Gdy tylko ja trochę przyspieszyłam on robił to samo, z tym małym problemem, że ja szłam przodem, a on tyłem.
Więc byłam na wygranej pozycji.

Pobiegłam prosto na niego, ale on zamiast uciekać zatrzymał się. Wpadłam w jego ramiona. Zatrzymał mnie tak jakbym ważyła z jakieś 5 kg.
Jednak praca przy wilkach dodaje siły.

Olivier przerzucił mnie sobie przez ramie i zaczął się kręcić. Wybuchnęłam śmiechem i uderzyłam go w plecy, żeby mnie puścił, ale on nic sobie z tego nie zrobił.

Tak bardzo zakręciło nam się w głowach, że oboje runęliśmy na ziemię. Moje ''szczęście'', akurat chciało, że Olivier wylądował idealnie na mnie. Uniósł się na ramionach i patrzył na mnie tak intensywnie, aż poczułam, że się czerwienię.

Olivier przysunął twarz trochę bliżej mojej i uśmiechnął się tym swoim cudownym uśmiechem.

-Rose? Co wy robicie? - Z pięknego snu wyrwał mnie głos mojej siostry.