środa, 28 maja 2014

4. "Milion"

Czytasz = Komentujesz

Olivier


Wolność, coś czego nie zazna nigdy żaden wilk trzymany w hodowli. Niby mają one duże klatki, są codziennie wyprowadzane na tory, żeby się wybiegały, ale nigdy nie będą one wolne. Nie będą mogły decydować o własnym losie, zawsze będą przekazywane z rąk jednego właściciela do drugiego.

Z ludźmi jest podobnie, tylko że nikt nie chce powiedzieć tego na głos. Zawsze będzie ktoś kto będzie decydował o tym co nam wolno, a czego nie wolno.
Tak ja rodzice decydują o życiu ich dzieci, jak szef, który mówi ci co masz robić. Tak już będzie i nikt nic na to nie poradzi.

- Olivier pomóż Mattowi. - Krzyknął ojciec odsuwając się od chłopaka, który próbował utrzymać jednego z rocznych wilków.
Stanąłem przed zwierzęciem łapiąc go za łeb i ciągnąc do ziemi. To najlepszy i najszybszy sposób by je uspokoić.
Już po kilku sekundach wilk przestał stawiać opór, więc puściłem go i pozwoliłem Mattowi dalej pracować.

Chłopak dopiero się szkoli, więc kilka małych błędów można mu wybaczyć, zwłaszcza, że zajmowanie się rocznymi wilkami jest jednym z trudniejszych zadań.
Na tym etapie oswajanie musimy poświęcić im najwięcej czasu i cierpliwości, żeby potem w przyszłości nie sprawiały one problemów swoim właścicielom.

Połowa zwierząt należących do hodowli Curtisów, została wyszkolone przeze mnie. Ponieważ mogę poświęcić im cały swój wolny czas, nie ważne ile dany wilk będzie potrzebował, kilka dni, tygodni, miesięcy, tyle dostanie.
Ja po prostu jestem cierpliwy i nie mam nic lepszego do roboty.


Rose


Zostawiłam Destiny w zagrodzie i szybko pobiegłam do domu, jestem strasznie głodna i jak czegoś za chwilę nie zjem to umrę.
Wbiegłam to głównego pokoju zatrzaskując za sobą drzwi i tym samym przerywając jakąś kolejną rozmowę z kupcami mojego ojca.

Jak zawsze przy tego typu rozmowach mój tata uśmiecha się jak nienormalny i udaje, że jest super-extra tatusiem, który kocha swoje dzieci ponad wszystko.
Tsaaa.
Teraz było tak samo. Uśmiechnął się do mnie jeszcze bardziej i przywołał gestem ręki.
- Podejdź Rosalien.

Posłusznie zrobiłam co mi kazał i stanęłam obok niego przy wielkim, sosnowym stole.
Ojciec po kolei pokazywał na wszystkich z 6 kupców obecnych w tym pokoju, a ja grzecznie kiwałam do nich głowami.

Gdy doszedł do ostatniej osoby, moja mina trochę się zmieniła.
- A to jest A...
- Anthony Holt. - Dokończyłam – Wiem, już się poznaliśmy.
Popatrzyłam na niego z odrazą, a on tylko uśmiechnął się niewinnie.
- Tak pańska córka, bardzo wiele opowiedział mi o wilkach i była przy tym bardzo uprzejma.

Nie wytrzymałam i zaśmiałam się głośno. Ojciec i pozostali kupcy popatrzyli na mnie zdezorientowani tym co się dzieje, ale lepiej, żeby nie wiedzieli.

- Tak, powiedziałam również o tym, że Destiny nie jest na sprzedaż. - Powiedziałam łagodnie, gdy już trochę opanowałam śmiech.

- Właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. Pan Holt złożył mi bardzo kuszącą propozycję i chyba zgodzę się ją przyjąć. - Ojciec mówił to tak stanowczym tonem, że aż ciarki przebiegły mi po plecach.

Miałam nadzieję, że za chwilę tata się uśmiechnie i powie, że żartował i mogę już iść, ale nic takiego ni nastąpiło.

Przecież on nie może mi tego zrobić, Destiny jedną z niewielu rzeczy, które przypominają mi o mamie, a on dobrze o tym wie.
I jest też jedynym zwierzęciem na tej hodowli, które ja dosiądę i w ogóle dotknę, jeśli ją sprzeda to już nigdy nie wyjdę z domu i nigdy nawet nie spojrzę na innego wilka.
- Ale nie możesz. - Powiedziałam cicho, powstrzymując łzy.
Tata tylko wzruszył ramionami i wrócił do rozmowy z jednym z kupców. Przez chwilę chciałam już odejść, ale wpadłam na pewien pomysł.

- Ile ci za nią zapłaci?
Wszyscy umilkli i popatrzyli na mnie. Ojciec się zaśmiał, myśląc, że żartuję, ale gdy popatrzył na moją poważną twarz, przestał.

- Rose, idź już. - Powiedział tylko i znów zaczął rozmawiać z swoimi klientami. Ja tak łatwo nie dam za wygraną.
- Ile ci za nią zapłaci?!

Ojciec westchnął i popchnął mnie ręką w stronę kuchni, nie przerywając dyskusji.
Nawet nie ruszyłam się z miejsca. Nie ruszę się dopóki mi nie odpowie.

- Milion dolarów.
Na te słowa, aż szczęka mi opadła. Popatrzyłam na Holt'a, a on jakby nigdy nic siedział na swoim krześle i uśmiechał się od ucha do ucha.

- Zabieram ją za dwa tygodnie więc możesz do tego czasu doprowadzić ją do porządku.- Anthony Holt powiedział to z taką pogardą w głosie, że miałam zamiar wstać i walnąć mu w twarz.


- Nigdzie jej nie weźmiesz. Dam za nią 2 miliony.




środa, 21 maja 2014

3. "Panno Curtis"


Czytasz = Komentujesz

Rose

Denerwujący są ci kupcy. Dlaczego każdy chce kupić mojego wilka. Musze zrobić taką kartkę na zagrodzie „nie na sprzedaż”. Może wtedy łaskawie dadzą mi spokój.

Tak wiem, że powinna chociaż starać się być miłą dla klientów ojca, ale męczące jest ciągłe powtarzanie, że Destiny jest moja i tylko moja. Ale jak zwykle ten młody chłopak, pracujący na hodowli, wyciągnął mnie z tarapatów. Nie pamiętam jak on się nazywa Oliker, Olifer, Oliver. Jakoś tak.

Ojciec cały czas mówi tylko o nim, że zrobił on to, zrobił on tamto. Jest jedną z niewielu osób, które nie boją się wejść bez żadnych ochraniaczy do zagrody Force'a. Podobno jest to syn Price'a. Czyli talent ma po ojcu.

Nasze rodziny współpracują ze sobą od bardzo dawna. Price'owie zajmują się oswajaniem i szkoleniem wilków, a Curtis'owie ich hodowlą i sprzedażą.
Ale i tak najwięcej kasy zarabia na tym moja rodzina. No cóż więcej kosztuje też utrzymanie stu takich wilków, niż ich oswojenie.
Poczułam, że coś szturcha mnie w ramię i to dość mocno, przez co zachwiałam się i spadłam z kamienia twarzą prosto w trawę. Wyciągnęłam kilka zielonych listków z mojej buzi i uniosłam wzrok na prze szczęśliwą Destiny.

Spojrzałam pod swoje dłonie i zauważyłam tam kilka maleńkich kamyków. Wzięłam garść i po kolei rzucałam nimi w wilka.
Ale ona jest za szybka, za każdym razem zdąży uciec, zanim ja zdołam dobrze rzucić. Ale tak to już mają wilki wyścigowe. Dlatego są najbardziej pożądane przez kupców.

A zwłaszcza Destiny. Jest ona jedynym śnieżnobiałym wilkiem w całej hodowli. Dziwnę w tym jest to, że ona może biegać po błocie, piasku, kurzu, a i tak dalej jej futro jest w idealnym stanie.

Ojciec próbuje złapać białego samca, ale jeszcze mu się to nie udało i chyba nigdy nie uda.
Białe wilki moją to do siebie, że jeśli zmiesza się je z wilkiem innego koloru to nigdy nie wyjdzie biały. Na przykład jeśli zmieszasz białego ze złotym, to wyjdzie tylko złoty. Niestety.

Dlatego ludzie tak zachwycają się moją Destiny i chcą zawsze ją kupić, ale po pierwsze nie dostaną jej dlatego, że ona należy do mnie, a po drugie dlatego, że ojciec uważa ją za najlepszą reklamę dla hodowli. Jest nawet bardziej popularna od Force'a.

Wstałam z ziemi i zawołałam Destiny. Wyszłyśmy z jej zagrody i zaczęłyśmy biec w kierunku torów wyścigowych.
Moje siostry często się dziwią, że pozwalam jej tak biegać samopas, ale ja wiem, że mogę jej ufać. W końcu to zaufanie jest najważniejsze w relacjach między zwierzęciem i człowiekiem.

Ja przybiegłam na miejsce cała zdyszana, a Destiny jeszcze sobie biegała w kółko i była pełna energii. Głupi zwierzak, ale i tak ją kocham.
Chciałam już wejść na tor, gdy zauważyłam, że ktoś już tam ćwiczy.

Ten sam chłopak co kilka kwadransów temu, stał przy zagrodzie Destiny, jeździł na jednym z wilków, a Anthony Holt stał oparty o barierki odgradzające ludzi od jeźdźców,
i dokładnie mu się przyglądał.

Podeszłam bliżej do metalowych słupków i obserwowałam każdy ruch chłopaka. Jeździł on pewnie i stanowczo, ale z całkiem niezłą gracją. Nie pozwalał zwierzęciu, chodź na chwilę trochę się rozluźnić. Był skupiony na tym co ma robić i dobrze mu to szło.
Holt'owi też się chyba podobało, ponieważ na jego twarzy widać było lekki uśmiech.

Z powrotem spojrzałam na tor i zauważyłam na nim jeszcze jeden biegający punkt.
Był to wilki, ale bez jeźdźca i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jest on biały.
Szybko przeskoczyłam przez barierki i ruszyłam pędem za Destiny. Skróciłam sobie drogę biegnąc środkiem toru.

Złapałam się jej futra i szybko i zwinnie podciągnęłam się na jej grzbiet. Chciałam ją zatrzymać, ale ona zaczęła pędzić dalej przed siebie.
- No dalej panno Curtis pokaż na co cię stać. - Usłyszałam głos obok siebie i spojrzałam w tamta stronę. Chłopak od wilków jechał obok mnie i patrzył na mnie z wyższością.
- Jeśli tak prosisz Price.

Ścisnęłam nogami mocniej boki Destiny, a ona jeszcze bardziej przyśpieszyła. Codziennie ścigam się z rodzeństwem i zawsze wygrywam, to będzie tylko przypieczętowanie mojego talentu i szybkości Destiny.

Wysunęłam się na prowadzenie, ale długo to nie potrwało. Gdy tylko my trochę przyśpieszałyśmy, nasi rywale robili to samo.
Zrobiliśmy już chyba pięć kółek, ale dalej nikt się nie zatrzymywał. Ani ja nie chciałam przegrać, ani on. Ale zwycięzca może być tylko jeden.

Wilki zaczęły już trochę opadać z sił, jednak my nie dawaliśmy im odsapnąć. Pędziliśmy dalej ile sił jeszcze w nich zostało. Wzięłam mocny zakręt i znowu trochę wyprzedziłam Price.

Na końcu tej prostej stał Anthony Holt z chorągiewką, którą zwykle trzyma sędzia w czasie wyścigu. Widocznie domyślił się, że urządziliśmy sobie wyścig.
Popatrzyłam na mojego przeciwnika i posłałam mu szyderczy uśmiech.

Jeszcze mocniej ścisnęłam boki Destiny i mocno wybiegłyśmy do przodu. Byliśmy już kilka metrów od „mety”, gdy zauważyłam, że nie tylko my postanowiłyśmy wygrać.
Chłopak popatrzył za siebie i uśmiechnął się do mnie w taki sam sposób jak przed chwilą ja do niego. Miną Holt'a, a ten zamachnął chorągiewką. Dobiegłyśmy jakieś 5 sekund za nim.

- Następnym razem nie dostaniesz już forów. - Powiedziałam do niego, gdy już zeszliśmy z wilków i prowadziliśmy je do ich zagród.
- Dobrze panno Curtis. Zapamiętam to sobie. - Uśmiechnął się złowieszczo do mnie, a ja odwzajemniłam uśmiech.
Muszę przyznać, że z bliska jest on całkiem przystojny. Nawet więcej niż całkiem.
- Jestem Rose, nie panna Curtis.

Uśmiechnęłam się do niego ostatni raz i poszłam w kierunku zagrody Destiny.
- A ja jestem Olivier, nie Price.

niedziela, 18 maja 2014

2. "Anthony Holt"

Czytasz = Komentujesz

Olivier

Siedziałem na środku zagrody Force'a z kawałkiem surowego mięsa. Mój ojciec uważa, że przez tego typu treningi sam proszę się o śmierć, ale ja mam zaufanie do tego wilka.

Force wie, że może do mnie podejść dopiero gdy mu pozwolę, czasami mogę nawet siedzieć tak 2-3 godziny. Zawsze patrzę prosto w oczy zwierzęcia, z którym pracuję, bo w ten sposób pokazuję mu, że się go nie boję.

Podniosłem mięso trochę wyżej i Force przybliżył się o pół metra, wciąż patrząc mi w oczy. Zamachnąłem się i rzuciłem mu mięso pod łapy, a on nawet nie opuścił pyska.
- Brawo Force. - Uśmiechnąłem się lekko do niego i skinąłem ręką w stronę jego łap, dając mu znak, że może zacząć jeść.

Podniosłem się z ziemi i wyszedłem z jego zagrody. Obejrzałem się jeszcze za siebie na Force'a i zamknąłem dokładnie bramę, bo on często lubi urządzać sobie wycieczki nie tylko po swoim wybiegu.

- Jestem pod wrażeniem tego jaki masz wpływ na to zwierzę. - Usłyszałem głos i odwróciłem się w jego stronę.
Jakiś mężczyzna stał oparty o płot z założonymi rękami i poważnym wyrazem twarzy. Był ubrany w garnitur, więc pewnie jakiś kolejny kupiec przyjechał obejrzeć wilki.
Skinąłem w jego kierunku głową i ruszyłem do kolejnej zagrody.

- Nazywam się Anthony Holt. - Krzyknął za mną mężczyzna.
Zatrzymałem się, ponieważ ojciec kazał mi być miłym dla tego kupca. Podobno to jakiś sławny milioner i Curtis liczy, że wciśnie mu jak najwięcej zwierząt.

- Słyszałem, że jesteś tutaj jak zaklinacz wilków. - Znowu usłyszałem głos Holt'a
- A ja słyszałem, że szuka pan czegoś do swojej przyszłej hodowli. Wiec zapraszam. - Pokazałem ręką w kierunku kolejnych zagród i ruszyłem przed siebie. Mężczyzna szedł równo ze mną, rozglądając się na boki.

- Każdy wilk jest inny, pod względem wyglądu i zachowania, zupełnie jak ludzie. Dlatego z każdym trzeba postępować inaczej. Są wilki łagodne, z którymi łatwo się współpracuje i najlepiej wystawia się je na wystawy. Są też wilki drapieżne, trzeba im poświęcić więcej czasu na oswojenie, ale są one wielkie, silne i idealnie nadają się do walk. Lub są też wilki wyścigowe, mniejsze, szybsze, zwinniejsze i inteligentniejsze. - Powoli tłumaczyłem wszystkie najważniejsze informacje jakie przyszły hodowca powinien wiedzieć. - I teraz zależy jakie zwierzęta chciałby pan posiadać.

- Tak wiem już słyszałem o tych grupach, a zastanawiam się nad kupnem wilków wyścigowych. Podobno są one nie tylko szybsze i zwinniejsze, ale też piękniejsze.

Nareszcie jakiś kupiec, który wie o wilka więcej niż to, że mogą one zabić człowieka. Naprawdę ciężko jest pracować z osobą, która nie ma bladego pojęcia o tych zwierzętach. Jeśli chce się je hodować to podstawowe informacje o nich to obowiązek.

- Tak to prawda. Wilki wyścigowe można poznać po niezwykłych kolorach futra. Najczęściej są one śnieżnobiałe, złote lub srebrne i mienią się w słońcu, wygląda to tak jakby ktoś posypał je brokatem.

- Wiesz bardzo dużo o wilkach. - Stwierdził Holt – Mieć takiego pracownika to skarb. Nie chciałbyś przenieść się na moją hodowlę?

Wyjechać z tej wyspy na stały ląd, pracować dla milionera, zajmować się zwierzętami, które się kocha i jeszcze na tym zarabiać. Zupełnie tak samo jak tutaj.

- Może i mógłbym pracować dla pana, ale... - Usłyszałem ciche wycie dochodzące z zagrody jednego z wilków wyścigowych i odwróciłam głowę w tamtą stronę.
Najmłodsza z córek Curtis'a siedziała na kamieniu i karmiła Destiny, najłagodniejsze zwierzę w całej hodowli.

Holt szturchnął mnie lekko w ramię i wtedy zdałem sobie sprawę, że gapię się na tą dziewczynę.
- Już widzę czemu nie będziesz chciał dla mnie pracować. - Mężczyzna zaśmiał się i ruszył w kierunku obiektu mojego zagapienia.
- Dzień dobry nazywam się Anthony Holt. Czy mógłbym obejrzeć tego wilka?

Rosalien odwróciła się w jego stronę i posłała mu pełne gniewu spojrzenie.
- Ona nie jest na sprzedaż więc może pan już sobie pójść.
Holt zmarszczył brwi i zauważyłem na jego twarzy niedowierzanie, pewnie rzadko ktoś mu odmawia. Chyba czas ratować dobre imię Curtisów.
- To jest córka właściciela Rosalien. A ten wilk to Destiny. - Odezwałem się do milionera, mając nadzieję, że chodź trochę załagodzę sytuację.

Holt tylko kiwnął głową i odwrócił się w kierunku zagrody innego wilka. Ostatni raz spojrzałem na Rosalien i zauważyłem, że bezgłośnie rusza ona ustami „dziękuję”.

Uśmiechnąłem się do niej i ruszyłem za kupcem. 

piątek, 16 maja 2014

1. "Uciekaj"

 -Słońce, wiatr, ziemia, niebo, zwierzęta, wszystko to co nas otacza nazywamy naturą. Musimy troszczyć się o nią i ją pielęgnować, ponieważ my także jesteśmy jej częścią. - Siedziałam wsłuchując się w delikatny, ale stanowczy głos mojej mamy. Ma on w sobie coś takiego, że słuchając go mógłbyś zrobić wszystko.

Rozglądałam się wpatrując się w każdy szczegół. Patrzyłam na dzięcioła siedzącego na pobliskim drzewie, obserwowałam wiewiórki wesoło biegające wokoło nas, przysłuchiwałam się szumieniu drzew i śpiewie ptaków. Wszystko to osobno było piękne, ale razem stanowiło wspaniałą całość.

- Każde zwierze, roślina i człowiek ma swoje miejsce. Wszystko żyje w harmonii ze sobą. Chodź to ci pokaże.
Mama wstała i wyciągnęła rękę w moją stronę. Podałam jej dłoń i powoli się podniosłam, szłyśmy dróżką prowadzącą głębiej do lasu, prowadzącą prosto do strumyka.
Znam las lepiej niż nasze małe miasteczko. Jest to moje ulubione miejsce, gdy inne dzieci całymi dniami siedzą na placu, ja wolę ciszę i spokój. Ludzie mówią, że jestem jak aniołek. Mała, cicha, spokojna, opanowana. Często dla niektórych za bardo opanowana, jak na dziesięciolatkę. Ale mi to nie przeszkadza.

Usłyszałam ciche skomlenie, gdzieś w krzakach. Mama chyba też je usłyszała, ponieważ zatrzymała się nagle i kazała mi być cicho. Znowu coś wydało cichy dźwięk, ale tym razem jakby trochę bliżej. Spojrzałam w stronę tego zamieszania i zauważyłam w krzakach maleńką główkę zwierzęcia.
Mały wilczek znowu odezwał się, przypominając nam o tym, że czegoś chce. Już tysiąc razy słyszałam takie skomlenie, ale te brzmiało jakoś inaczej.
Może tak brzmi zwierze na wolności. Bardziej szczęśliwi niż te trzymane w klatce.
Chciałam do niego podejść, zobaczyć czy nic mu nie jest, ale gdy tylko zrobiłam jeden krok w jego stronę, mama zatrzymała mnie ręką.

Już chciałam powiedzieć, żeby mi pozwoliła chociaż go obejrzeć, gdy okropne warczenie pokrzyżowało moje plany. Mama popchnęła mnie tak, że upadłam na ziemie, a jakieś szare wielkie cielsko z dwoma rzędami ostrych zębów rzuciło się na nią. Usłyszałam tylko jedno słowo wydobywające się z ust mamy „Uciekaj”.

Pewnie powinnam zostać i chociaż próbować jej pomóc, ale rodzice uczyli nas tak, że gdy spotkamy w lesie wilka, nie ważne co się z nimi będzie działo mamy uciekać. Więc szybko podniosłam się z ziemi i chciałam biec w stronę naszego domu, gdy znowu usłyszałam skomlenie. Spojrzałam na wilczka i podbiegłam do niego, żeby wziąć go ze sobą. Przecież nie mogę go tak zostawić.



- Tato! Danny! Pomocy! - Wbiegłam do domu zdyszana z całych sił ściskając mojego towarzysza w rękach.
- Co się stało?
Pierwszy odpowiedział mi mój brat, wyłaniając się zza drzwi prowadzących do kuchni.
Chyba musiałam wyglądać strasznie, bo ma mój widok od razu do mnie podbiegł. Położyłam wilczka na ziemi i się rozpłakałam. Dopiero teraz zaczęłam się martwić o mamę.
Złapałam Danny'ego za rękę i pociągnęłam w stronę drzwi.
- Szybko. Musimy się pośpieszyć! - Krzyknęłam tak głośno, że pewnie usłyszała mnie połowa naszego miasta.
- Co to za krzyki? - Usłyszałam głos taty, dobiegający zza moich pleców. Puściłam brata i odwróciłam się w jego stronę.
- Bo.. ja i mama.. tam... w lesie... znalazłam.. bo... - Krztusiłam się własną śliną zbierającą się w mojej buzi przez płacz. Tata patrzył na mnie zdezorientowany, ale wiem jakie jedno słowo może zadziałać.
- Wilk.


*6 lat później*

- Szybciej Destiny! Biegnij!
Siedziałam na grzbiecie mojej najlepszej, włochatej przyjaciółki i uciekałam przed moimi siostrami. Jak codziennie ścigałyśmy się od naszego domu do końca zagród.
Moja rodzina od pokoleń prowadzi hodowle wilków, najbardziej przerażające jest to, że mają one po 2 metry wysokości, 2 rzędy ostrych zębów i pazury, które bez problemu mogłyby rozerwać człowieka na strzępy. Kiedyś to ja i moje rodzeństwo będziemy musieli się tym wszystkim zająć, ale jak na razie nie musimy się o to martwić.

- Connie chyba nie pozwolimy jej tak nam uciec? - Usłyszałam głos jednej mojej siostry po prawej stronie i...
- No jasne, że nie. - … głos drugiej po lewej.
Mocniej ścisnęłam nogami boki Destiny, a ona momentalnie przyśpieszyła. Przez chwilę Connie i Loreine trzymały się blisko, ale w końcu udało mi się od nich uwolnić.

Kocham to uczucie wolności, gdy jadę na wilku, ale tylko na jednym czuję się bezpiecznie. Zawsze jak patrze na jakieś inne zwierze mam wrażenie, że za chwilę ono rzuci się na mnie, jak wtedy ten w lesie na mamę. Dalej nie mogę pozbyć się tej strasznej świadomości, że gdybym jej wtedy nie zostawiła sprawy potoczyły by się inaczej.

Zatrzymałam się przy zagrodzie, w której trzymany jest Force. Nigdy nie widziałam większego, piękniejszego, ale zarazem straszniejszego wilka. Tata uważa, że jest on największą sławą naszej hodowli. Ale dla mnie to jest to takie same zwierze, które może cie zabić jak każde inne.
Jedynym wilkiem, któremu ufam i do, którego zbliżę się na mniej niż na 2 metry jest Destiny. Mój mały wilczek. Przez 6 lat zdążyłam ją tak oswoić, że już nawet nie warknie na człowieka.
- Następnym razem to ja jadę na twoim wilku. - Connie zatrzymała się tuż obok mnie, na co szybko kazałam Destiny trochę się cofnąć. Nie żartowałam z tym, że nie zbliżę się do innego wilka na mniej niż 2 metry.
- To wtedy będziesz się ścigać tylko z Loreine.
Moja siostra wiedziała, że mówię całkiem poważnie. Już kilka razy próbowały mnie oswoić z wilkami, ale za każdym razem kończyło to się tym samy. Albo to ja uciekałam, albo to biedne zwierzę, które znalazło się w niewłaściwym miejscu i czasie.

- Rose, proszę cię. Musisz się do nich przyzwyczaić. Kiedyś to ty będziesz tym wszystkim zarządzać i co powiesz handlarzom. „przepraszam bardzo, ale ja nie zbliżam się do wilków.” - Mimo, iż Loreine miała rację, to nie mogłam się do tego przyznać.
Wzruszyłam tylko ramionami i pociągnęłam Destiny w stronę, z której przybiegłam.
Wiem, że nasz tata uważa, że kiedyś wspólnie wszystkie jego dzieci będą razem zajmować się rodzinną tradycją, ale trójka jego dzieci, chyba sobie poradzi. Kocham tą hodowlę, ale nienawidzę zwierząt, które są na niej. Ja mogę zajmować się tylko Destiny i to mi wystarczy.

Nasz dom od zewnątrz wyglądał jak stajnia, w której trzymamy wilki, ale środek już ani trochę nie jest do niej podobny. Pokój główny, tam gdzie zwykle tata targuje się z kupcami jest cały w sosnowym drewnie, kocham w nim siedzieć przy kominku, popijając kakao i patrząc przez okno na małe wilczki bawiące się w ogródku obok domu.
Zmieniam zdanie, mogę zajmować się tylko Destiny i tymi maluchami.

Poszłam do swojego pokoju, który znajduje się na tyłach domu. Może i mam najmniejszy pokój z całego rodzeństwa, ale za to najbardziej przytulny. Wieczorami mogę wyjść na taras i podziwiać z niego teren całej hodowli. Dom znajduje się na małym pagórku, dzięki czemu można zobaczyć wszystko co dzieje się w zagrodach wilków, nie musząc wchodzić na najwyższe piętra.


Kocham to miejsce, kocham nasze miasto, kocham naszą wyspę. Nigdy nie będę chciała stąd wyjechać, nawet jeśli całe życie miałabym spędzić wśród wilków. 

Prolog


Hodowle wilków na wyspie Wolvers to tradycja. Dzieci od najmłodszych lat uczą się je oswajać, rozumieć, pielęgnować. Mimo, iż są one dzikie, nikomu to nie przeszkadza, nikt się ich nie boi.

Prawie nikt. Dla niej wystarczył jeden nieszczęśliwy wypadek, by nigdy więcej się do nich nie zbliżyć. Lecz jest jeden problem rodzina Rosalie, prowadzi jedną z największych hodowli na świecie, kiedyś to ona będzie musiała się nią zająć.
On Olivier Price wraz z ojcem zajmuje się oswajaniem dzikich wilków, kocha je równie mocno jak Rose ich nienawidzi. To on będzie musiał jej pomóc przezwyciężyć strach, nie tylko dla dobra hodowli, ale także dlatego, żeby uratować jedynego wilka, do którego ona ma zaufanie -Destiny.


Rosalie „Rose” Curtis i Olivier Price połączyły ich wilki i siła woli.