poniedziałek, 23 czerwca 2014

6. "Espoir"

Czytasz = Komentujesz



Rose

- Rose, chodź tutaj! - Olivier stał w zagrodzie jednego z wilków pokazowych i wydzierał się na mnie. - Kazałaś sobie pomóc, a teraz się boisz.

- Ja wcale się nie boję. Tylko... wolę obserwować z boku. - Uśmiechnęłam się niewinnie i jeszcze bardziej schowałam za Destiny.

Na razie podczas naszych „lekcji” miała mi ona robić za ochroniarza, ale ja wolę wykorzystać ją jako tarcze ochronną.

- Idziesz czy nie? - Zapytał już coraz bardziej znudzony Olivier.

Dobra muszę się wziąć w garść. Wdech, wydech i idź.
Powoli ruszyłam w stronę chłopaka, ciągnąc Destiny za sobą. Ona niestety nie chciała ze mną współpracować i nie ruszyła się nawet o centymetr.
- Ja tu się dla ciebie poświęcam, a ty co. - Warknęłam i poszłam dalej, już bez niej.

- Dobrze, a teraz stój spokojnie. - Odezwał się do mnie Olivier, gdy już znalazłam się przy nim.
Wsadził dwa palce do buzi i mocno zagwizdał. Z końca zagrody usłyszałam ciche wycie, które stopniowo nabierało na sile.

- Espoir chodź!
Wycie ucichło, a w naszym kierunku zbliżał się chyba najpiękniejszy wilk jakiego widziałam. Miał on srebrne futro, które mieniło się jak brylant wystawiony na słońce i wielkie, błękitne oczy.

- Podobno tylko wilki wyścigowe są srebrne? - Zapytałam Olivier'a, który wpatrywał się w to zwierze z takim samym podziwem co ja.

- Bo tak jest. Tylko, że ona jest za piękna, żeby kazać jej biegać po torze. Twój ojciec kazał wysłać ją na wystawy i jak dotąd nigdy nie przegrała.

Tak bardzo była zafascynowana jej wyglądem, że nie zauważyłam kiedy podeszła ona do nas tak blisko. Pisnęłam cicho i złapałam Olivier'a za ramię, tym samym wtulając się w nie.

Chłopak zaśmiał się, uświadamiając mnie co tak naprawdę robię. Szybko puściłam jego rękę, mówiąc pod nosem jakieś przeprosiny.

- To zaczniemy od tego, że musisz ją dotknąć. Wyciągnij przed siebie rękę i unieś dłoń, o tak. - Olivier zademonstrował mi co mam zrobić, a Espoir delikatnie otarła się o jego rękę.

Na samą myśl, że za chwilę dotknę wilka przeszły mnie ciarki, ale posłusznie zrobiłam to co miałam.

Espoir powoli szła się w moim kierunku, jakby wyczuła, że nie mam ochoty jej dotykać. Gdy już dość się do mnie zbliżyła nie otarła się od razu o moją dłoń, tylko delikatnie oparła o nią swój nos i powąchała.

Połaskotała mnie wąsami, przez co lekko się uśmiechnęła. Nawet nie było tak źle jak myślałam. Uniosłam dłoń wyżej i dotknęłam czubka jej głowy.
Zbliżyła się już tak blisko, że pyskiem prawie dotknęła mojego brzucha.

Przez chwilę myślałam nawet, że już się jej nie boję, gdy usłyszałam warknięcie Destiny.
Espoir popchnęła mnie z taką siłą, że upadłam kością ogonową na jakiś kamień i krzyknęłam z bólu.

Olivier natychmiast rzucił się w kierunku wilków, ponieważ te zaczęły się szarpać, gryźć i warczeć jak opętane.

Mimo bólu, szybko podniosłam się z ziemi i odciągnęłam Destiny, próbując ją uspokoić. Ostatkami sił wyciągnęłam ją z zagrody, tym samym zostawiając w środku Oliver'a szarpiącego się z Espoir.

Nagle przed oczami stanął mi obraz mamy walczącej z rozwścieczonym wilkiem wtedy w lesie. Chciałam odpędzić od siebie wspomnienia, ale one nie dawały mi spokoju.
Zaczęłam krzyczeć, płakać i trząść się. Oparłam się o Destiny próbując nie stracić równowagi, ale to i tak nic nie pomogło, ponieważ już po chwili leżałam na ziemie, a ostatnią rzeczą jaką pamiętam to głos Olivier'a wypowiadający moje imię.


Potem zapadła ciemność

sobota, 14 czerwca 2014

5. "Pomocy"



Czytasz = Komentujesz


Rose

Siedziałam na tarasie, otulona kocem z kubkiem herbaty w ręce. Wpatrywałam się ciepły, brązowy płyn i próbowałam zebrać myśli w jasną całość. Po kolei przypominałam sobie zdarzenie z przed kilku godzin, starając się nie pominąć żadnego ważnego szczegółu.


-Nigdzie jej nie weźmiesz. Dam za nią 2 miliony.

Wszyscy zamilkli i wyczekiwali tego, co ma nastąpić. Byłam pewna, że ojciec nawrzeszczy na mnie, ale on tylko spokojnie powiedział.

- Nie musisz. Jeśli za 2 tygodnie zobaczę cię na jednym z wilków z naszej hodowli, Destiny zostaje, jeśli nie... to wiesz co się stanie.


I na tym nasza rozmowa się zakończyła. Teraz nie wiem co jest gorsze, możliwość stracenie mojej futrzanej przyjaciółki na zawsze, czy to, że mam dosiąść jakiegoś wilka.
Niestety nie może to być Destiny.

Podniosłam wzrok z herbaty i skierowałam go na jedną z zagród i obserwowałam jak mała, biała kulka chodzi od jednego końca klatki do drugiego.

Z tarasu mam idealny widok na całą hodowlę. Oglądanie wilków jest jedną z moich ulubionych czynności, oczywiście z bezpiecznej odległości.

Są niebezpieczne, ale tak samo zachwycające. Nikt nie potrafi oprzeć się ich wyglądowi i zachowaniu. Potrafią oczarować tak człowieka, że nawet nie zauważy kiedy rzucą się na niego i rozszarpią pazurami.

Drastyczne, ale prawdziwe.
A tym bardziej jeśli widziałeś to na własne oczy, mając tylko 10 lat.
Może przez to, że byłam wtedy mała, to trochę to podkoloryzowałam, ale jest to jeden z tych najgorszych koszmarów, których nie potrafisz się pozbyć, nie ważne co zrobisz one zawsze będą wracać.

Niestety to mi się nie przyśniło, a zdarzyło się na jawie.

W walce z wilkiem człowiek nie ma nawet 0.01% szans na przeżycie. No chyba, że posiada broń palną, ale nawet to czasami nie wystarcza.
Moja mama nie miała ze sobą nic, tylko własną silę i odwagę.

Ojciec po tym wydarzeniu często pytał się mnie czy widziałam mamę jeszcze za nim uciekłam, w innym stanie niż zwykle.
Zawsze powtarzałam, że nie. Czasami kłamstwo jest lepsze niż prawda.

Biegnąc z Destiny na rękach, jeszcze na chwilę się odwróciłam, na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, żeby zobaczyć coś co odmieniło moje życie na zawsze. Może gdybym nie spojrzała wtedy za siebie, teraz nie bałabym się zbliżyć do wilka, żyłabym w przekonaniu, że one nie zrobią mi krzywdy.

Usłyszałam skrzypienie drzwi za moimi plecami i odgłos powolnych kroków zmierzających w moją stronę. Nie odwróciłam się, dalej patrzyłam na Destiny, beztrosko bawiącą się jakimś kijkiem oderwanym od drzewa.

Ktoś usiadł obok mnie i objął mnie silnym, tak dobrze mi znanym, ramieniem. Schyliłam się lekko i oparłam głowę na piersi mojego brata. Danny zawsze był przy mnie gdy coś się ze mną działo. Po śmierci mamy nie odstępował mnie na krok. Martwił się o mnie najbardziej z całej rodziny. Oczywiście moje siostry i tata byli przy mnie i mnie pocieszali, ale to Danny nawet nic nie mówiąc potrafił sprawić, że czułam się lepiej.

Siedzieliśmy tak w milczeniu i obserwowaliśmy jak ostatnie promienie słońca oświetlają zagrody. A moje myśli wciąż pochłonięte były słowami taty. Muszę dać za wygraną, nigdy nie dam rady zbliżyć się do żadnego wilka. Gdy tylko na nie patrzę, przypomina mi się nieruchome ciało mojej mamy, jej podrapany brzuch i jedna wielka szrama na twarzy, od skroni przez oko, aż do brody.

Nie zawsze życie jest idealne, a moje rozpadnie się za 2 tygodnie.
Odłożyłam kubek z już zimną herbatą na ziemię i objęłam mojego brata w pasie, ukrywając twarz w jego klatce piersiowej. Kilka łez już zbierało się w moich oczach.

- Nie martw się razem coś wymyślimy. - Usłyszałam spokojny głos Danny'ego, który chyba wyczuł moje łzy na jego koszulce.

Wyprostowałam się i końcówką koca otarłam łzy z policzka. Ja nigdy się nie poddaję i tak samo będzie teraz. Nie oddam tak łatwo Destiny, a zwłaszcza takiemu idiocie jak ten cały Anthony Holt.

Muszę znaleźć kogoś kto pomoże mi oswoić się z wilkami, kogoś kto się ich nie boi, kto ma z nimi najlepsze kontakty i kogoś kto potrafi mini rządzić jak nikt inny.

Podniosłam się z ziemi zrzucając przy okazji koc z ramion i rozlewając herbatę.
- Zaraz wracam! - Krzyknęłam do brata i pędem pobiegłam w stronę zagród.

Mijałam kolejne klatki, rozglądając się na boki i szukając mojego ratunku. Biegałam już tak przez co najmniej 10 minut, ale nikogo nie spotkałam. Przecież on musi gdzieś tutaj być.
Zatrzymałam się i oparłam rękoma o kolana oddychając głęboko.

Mój oddech wracał już do normy, gdy usłyszałam jakiś szmer przede mną.
Podniosłam głowę i aż krzyknęłam z radości.

- Proszę cię musisz mi pomóc. Mój ojciec chce sprzedać Detiny, ale ja się na to nie zgadzam i muszę dosiąść jednego z wilków z hodowli, żeby go powstrzymać. Mam na to tylko 2 tygodnie.

- Okey, ale co ja mam w tej sprawie zrobić? - Usłyszałam spokojny i lekko chrapliwy głos Olivier'a, który stał przede mną w potarganych spodniach i z bluzką w ręce.


- Chodzi o to, że ty jedyny możesz mi pomóc oswoić się z wilkami. W każdym razie mam taką nadzieję. - Powiedziałam to, próbując powstrzymać łzy na samom myśl o tym, że to może się nie udać. 
- Pomożesz mi?