Czytasz = Komentujesz
Rose
Siedziałam
na tarasie, otulona kocem z kubkiem herbaty w ręce. Wpatrywałam się
ciepły, brązowy płyn i próbowałam zebrać myśli w jasną
całość. Po kolei przypominałam sobie zdarzenie z przed kilku
godzin, starając się nie pominąć żadnego ważnego szczegółu.
-Nigdzie
jej nie weźmiesz. Dam za nią 2 miliony.
Wszyscy
zamilkli i wyczekiwali tego, co ma nastąpić. Byłam pewna, że
ojciec nawrzeszczy na mnie, ale on tylko spokojnie powiedział.
-
Nie musisz. Jeśli za 2 tygodnie zobaczę cię na jednym z wilków z
naszej hodowli, Destiny zostaje, jeśli nie... to wiesz co się
stanie.
I
na tym nasza rozmowa się zakończyła. Teraz nie wiem co jest
gorsze, możliwość stracenie mojej futrzanej przyjaciółki na
zawsze, czy to, że mam dosiąść jakiegoś wilka.
Niestety
nie może to być Destiny.
Podniosłam
wzrok z herbaty i skierowałam go na jedną z zagród i obserwowałam
jak mała, biała kulka chodzi od jednego końca klatki do drugiego.
Z
tarasu mam idealny widok na całą hodowlę. Oglądanie wilków jest
jedną z moich ulubionych czynności, oczywiście z bezpiecznej
odległości.
Są
niebezpieczne, ale tak samo zachwycające. Nikt nie potrafi oprzeć
się ich wyglądowi i zachowaniu. Potrafią oczarować tak człowieka,
że nawet nie zauważy kiedy rzucą się na niego i rozszarpią
pazurami.
Drastyczne,
ale prawdziwe.
A
tym bardziej jeśli widziałeś to na własne oczy, mając tylko 10
lat.
Może
przez to, że byłam wtedy mała, to trochę to podkoloryzowałam,
ale jest to jeden z tych najgorszych koszmarów, których nie
potrafisz się pozbyć, nie ważne co zrobisz one zawsze będą
wracać.
Niestety
to mi się nie przyśniło, a zdarzyło się na jawie.
W
walce z wilkiem człowiek nie ma nawet 0.01% szans na przeżycie. No
chyba, że posiada broń palną, ale nawet to czasami nie wystarcza.
Moja
mama nie miała ze sobą nic, tylko własną silę i odwagę.
Ojciec
po tym wydarzeniu często pytał się mnie czy widziałam mamę
jeszcze za nim uciekłam, w innym stanie niż zwykle.
Zawsze
powtarzałam, że nie. Czasami kłamstwo jest lepsze niż prawda.
Biegnąc
z Destiny na rękach, jeszcze na chwilę się odwróciłam, na ułamek
sekundy, ale to wystarczyło, żeby zobaczyć coś co odmieniło moje
życie na zawsze. Może gdybym nie spojrzała wtedy za siebie, teraz
nie bałabym się zbliżyć do wilka, żyłabym w przekonaniu, że
one nie zrobią mi krzywdy.
Usłyszałam
skrzypienie drzwi za moimi plecami i odgłos powolnych kroków
zmierzających w moją stronę. Nie odwróciłam się, dalej
patrzyłam na Destiny, beztrosko bawiącą się jakimś kijkiem
oderwanym od drzewa.
Ktoś
usiadł obok mnie i objął mnie silnym, tak dobrze mi znanym,
ramieniem. Schyliłam się lekko i oparłam głowę na piersi mojego
brata. Danny zawsze był przy mnie gdy coś się ze mną działo. Po
śmierci mamy nie odstępował mnie na krok. Martwił się o mnie
najbardziej z całej rodziny. Oczywiście moje siostry i tata byli
przy mnie i mnie pocieszali, ale to Danny nawet nic nie mówiąc
potrafił sprawić, że czułam się lepiej.
Siedzieliśmy
tak w milczeniu i obserwowaliśmy jak ostatnie promienie słońca
oświetlają zagrody. A moje myśli wciąż pochłonięte były
słowami taty. Muszę dać za wygraną, nigdy nie dam rady zbliżyć
się do żadnego wilka. Gdy tylko na nie patrzę, przypomina mi się
nieruchome ciało mojej mamy, jej podrapany brzuch i jedna wielka
szrama na twarzy, od skroni przez oko, aż do brody.
Nie
zawsze życie jest idealne, a moje rozpadnie się za 2 tygodnie.
Odłożyłam
kubek z już zimną herbatą na ziemię i objęłam mojego brata w
pasie, ukrywając twarz w jego klatce piersiowej. Kilka łez już
zbierało się w moich oczach.
-
Nie martw się razem coś wymyślimy. - Usłyszałam spokojny głos
Danny'ego, który chyba wyczuł moje łzy na jego koszulce.
Wyprostowałam
się i końcówką koca otarłam łzy z policzka. Ja nigdy się nie
poddaję i tak samo będzie teraz. Nie oddam tak łatwo Destiny, a
zwłaszcza takiemu idiocie jak ten cały Anthony Holt.
Muszę
znaleźć kogoś kto pomoże mi oswoić się z wilkami, kogoś kto
się ich nie boi, kto ma z nimi najlepsze kontakty i kogoś kto
potrafi mini rządzić jak nikt inny.
Podniosłam
się z ziemi zrzucając przy okazji koc z ramion i rozlewając
herbatę.
-
Zaraz wracam! - Krzyknęłam do brata i pędem pobiegłam w stronę
zagród.
Mijałam
kolejne klatki, rozglądając się na boki i szukając mojego
ratunku. Biegałam już tak przez co najmniej 10 minut, ale nikogo
nie spotkałam. Przecież on musi gdzieś tutaj być.
Zatrzymałam
się i oparłam rękoma o kolana oddychając głęboko.
Mój
oddech wracał już do normy, gdy usłyszałam jakiś szmer przede
mną.
Podniosłam
głowę i aż krzyknęłam z radości.
-
Proszę cię musisz mi pomóc. Mój ojciec chce sprzedać Detiny, ale
ja się na to nie zgadzam i muszę dosiąść jednego z wilków z
hodowli, żeby go powstrzymać. Mam na to tylko 2 tygodnie.
-
Okey, ale co ja mam w tej sprawie zrobić? - Usłyszałam spokojny i
lekko chrapliwy głos Olivier'a, który stał przede mną w
potarganych spodniach i z bluzką w ręce.
-
Chodzi o to, że ty jedyny możesz mi pomóc oswoić się z wilkami.
W każdym razie mam taką nadzieję. - Powiedziałam to, próbując
powstrzymać łzy na samom myśl o tym, że to może się nie udać.
- Pomożesz mi?
Boski <3
OdpowiedzUsuń*,*/Lola
OdpowiedzUsuń